poniedziałek, 21 grudnia 2015

PÓŁ ROKU

...minęło, odkąd tu zawitałem. Pokusiłbym się chętnie o rodzaj podsumowania, subiektywnego spojrzenia, wstępnego ocenienia, być może rachunku sumienia, czy podliczenia mienia, oniemienia pięknem krajobrazów, wspaniałym latem, nie za gorącym, takim w sam raz.

Nie jest jednak łatwo o ocenę, gdy nie ma się oczekiwań. Po prostu rzeczy się dzieją, a dany nam szczęśliwie czas wypełniamy zdarzeniami. Te są zwykłe lub bywają niecodzienne, jak chociażby mój ostatni, czterodniowy rejs jachtem wzdłuż wschodniego wybrzeża.

Z drugiej strony nie jest też łatwo oprzeć się pokusie oceny, gdy pochodzi się z takiej Polski, gdzie ocenianie to jeden z objawów neurozy pokolenia ludzi z traumą a to powojenną, a to popeerelowską, a to poalkoholową w efekcie obu i kilku jeszcze innych. Gdybym był wyraźnie starszy lub wyraźnie młodszy, wiekowo bardziej wyrazisty, uniknąłbym losu pokolenia "w rozkroku", do którego się zaliczam: jedną nogą w komunie, drugą - w III RP. Może wtedy nie miałbym skrupułów.

A tak:

ŚMIAŁO! 
  
- No dalej, zrób to! Wyduś to z siebie. Idź pod prąd, cytując klasyka karpackiego punk rocka.
W końcu co ci zrobią, deportują? Obrażą się? Poza tym to możesz się mylić, ba, masz nawet do tego prawo, bo czym jest te marne pół roku...
Trzeba mieć mimo wszystko sporo odwagi, żeby to powiedzieć, bo presja jest ogromna, oczekiwania również. No więc...

NZ jest przereklamowana.
Ok, nieco przereklamowana.

Krajobrazy
Pagórkowate, pocięte ogrodzeniami, owszem malownicze, zielonymi pastwiskami jak na widokówce pokryte, z wszędobylskimi owcami i krowami, leniwie żrącymi trawę. Tyle że niewiele więcej, zbyt szybko się nudzi. Nie ma wiosek. To uderzające odkrycie od razu podniosło notowania Polski.
Farmy są tu rozrzucone, a jeśli już trafi się osada, nazywają to town, nigdy village. Tego słowa nie ma w użyciu.

Dewastacja lasów, jaką tu dokonano na przełomie XIX i XX wieku (na budowę nowych miast - do dziś drewno to podstawowy budulec), w tym całkowita wycinka potężnych, prastarych drzew kauri, nie tyle przeraża, co uświadamia, co stało się w Europie - tysiąc lat wcześniej. Jednak tym bardziej, boleśniej odczuć można wpływ działalności gatunku Homo sapiens, bo siłę odczuwania wzmacnia przecież rozumienie mechanizmów ekspansji planety przez ten niebezpieczny gatunek ssaka.

Na szczęście miejsca za strome dla leniwych, chciwych posiadaczy ziemi zachowało państwo. Dzięki temu mamy tu wspaniałe, zalesione góry, które objęte są częściową lub całkowitą ochroną. Całą resztę obszarów spotkał los Szkocji (lesistość NZ wynosi obecnie ok. 27%).

Fencing
Przede wszystkim ziemia jest tu pocięta brzydkim, regularnym drutem i palikami w formie ogrodzeń. Nie ma więc polnych lub leśnych duktów, jakie znamy z Polski - idealnych na spacery, czy wycieczki rowerowe. Lasy sosnowe to prywatne plantacje desek. Rodzime lasy nie nadają się do chodzenia, bo za stromo i porasta je gęsta roślinność. Trzeba zdać się na ścieżki turystyczne, których oczywiście nie brakuje.
W efekcie fencingu rzeki i rzeczki stają raczej niedostępne dla kajaków, choć wyglądają bardzo zachęcająco. Oczywiście są miejsca do kajakowania i to takie, że z nóg zwala. Mnie chodzi o te polskie Pliszki, Radunie, Czarne Wody, dzikie rzeczki, które odkrywałem z bratem i przyjaciółmi.

Oczywiście rozumiem, że muszą być ogrodzenia, inaczej wszystkie te krowo-owce rozlazłyby się po okolicy. Rozumiem również, że polska łąka, na której bezprawnie rozbijałem namiot, też jest prywatna, tyle że nieogrodzona.

Kontrolowana turystyka
Ognisk na campingach się nie pali, więc o jedną, choć kluczową przyjemność biwakowania, mniej. O brataniu się przy ogniu mowy raczej nie ma. Chyba że z partnerką/partnerem pod śpiworem "na harcerza".
Lila miała niedawno okazję skonfrontować swoją, podobną do mojej, opinię o NZ z backpackersami. Byli zszokowani, że można krytycznie oceniać NZ.
Jak to??? Przecież tu jest pięknie!

No, ...jasne. Nie ma wątpliwości, bo jeśli mowa o przyrodniczych atrakcjach turystycznych, to jest przepięknie, szczególnie na Wyspie Południowej. A dzięki temu, że takich atrakcji jest mnóstwo, poziom zgrzytu się niweluje.

Każde z tych miejsc swoim pięknem zachwyca do tego stopnia, że zostanie na długo w pamięci.
Wie o tym doskonale rząd NZ, niezwykle skutecznie kreując obraz raju na ziemi i przyciągając w ten sposób zachodnich turystów. Nieźle ich przy tym łupiąc, ale oferta turystyczna jest naprawdę imponująca. Ceny również. Tylko płacić i korzystać z życia, wolności, adrenaliny. 

Eco/Recycling
Z sześciu rodzajów plastiku tylko nr 1 i 2 idzie do odzysku, inne lądują w śmieciach. Podobnie baterie - nikt tu nigdy nie słyszał o pojemnikach na zużyte. Plastikowe reklamówki ciągle są w powszechnym użyciu.

Do niedawna komunalne śmieci zwyczajnie zrzucało się do wyeksploatowanych odkrywek. Nawet nie myślę, jak wpłynęły i wpływają na wody gruntowe. Podobno obecnie Waste Management bardziej się stara.

Woda w Hamilton jest bezpłatna (jeszcze), więc się jej nie oszczędza.
Nie wiem, jak w innych domach, ale u nas mydliny ze zlewozmywaka w łazience łączą się z burzówką i wspólnie płyną tą samą rurą do okolicznych cieków wodnych, w tym do stawu w naszym parku.

Pieszy nie ma wielu praw. Niemal nikt mu nie ustępuje. Przejść dla pieszych jest bardzo niewiele, a zebry występują jedynie w centrum. Nielicznie. Główny środek transportu to samochód, i choć istnieje komunikacja miejska, rzadko kiedy widzę więcej niż pięciu pasażerów.

Nie oznacza to oczywiście, że wystawiam złe świadectwo, choć to nie Skandynawia. Podkreślam jedynie, że gospodarka odpadami wymaga "upgrejdu". Zastanawia również, jak bardzo my, Europejczycy, w tym my Polacy, zmieniliśmy świadomość potrzeby ochrony przyrody. Przecież "reklamówki" zniknęły w Polsce niemal z dnia na dzień i to ile już lat temu!

Tyle czepiania się
Bo przecież nie narzekania.  

  PODSUMOWUJĄC

Mam wrażenie, że Nowozelandczycy żyją trochę w oderwaniu od głównego nurtu wydarzeń, nie do końca świadomi, co się dzieje za wodami. Zważywszy jednak na odległość jest i tak całkiem nieźle. Ludzie są szczęśliwi, panuje powszechne zadowolenie. Tematy tabu to zarobki, religia i - uwaga - polityka. Infrastruktura, choć podstarzała, ciągle jest sprawna i pozwala dość wygodnie egzystować.

Trudno nie zauważyć, że życie płynie tu wolniej i stabilniej niż w Polsce.
Nawet temperatura powietrza jest stabilna. Lato jest długie, okres wegetacji trwa niemal cały rok. [Ciągle jeszcze oczekuję gwałtownych wychłodzeń, bałtyckiego lata, górskich odwilży po mrozie i śniegu, ale tych nie ma.]
Auta też jeżdżą tu stabilnie, nie ma miejskich szaleńców drogowych, mistrzów prostej, a szczególnie idiotów na szybkich motocyklach. Do dziś odruchowo robię miejsce, gdy widzę taki w lusterku, zakładając, że za chwilę bzyknie mi koło nosa.

Na nieco krytyczną, choć krytycznie stabilną ocenę mają również wpływ, oprócz pokusy porównywania, mocno wyśrubowane oczekiwania. A to dzięki temu, że dokładnie, systematycznie i przez wiele lat poznawaliśmy Polskę (przyrodniczo) i jej piękno, z każdej możliwej perspektywy: z roweru, kajaka, jachtu, autostopu, pieszo, szczytu górskiego, skalnej ściany, biegówek, zjazdówek, przez okno szyby pekaesu, lornetkę, obiektyw, a raz to nawet kraty policyjnego aresztu.

Znamy też trochę świata. Poza Europą i Afryką Północną (Lila), Australię: niemal wszystkie parki narodowe wokół Sydney (ponad trzydzieści), Góry Kościuszki oraz całe zachodzie wybrzeże: od Darwin po Albany.
Poznaliśmy również trochę Azji: Południowo-Wschodnią oraz Indie.

Możemy więc radośnie wybrzydzać i ze spokojem stwierdzić:

Krajobrazowo Polska nie przegrywa z Nową Zelandią.

Ale to tylko nasze zdanie.

WAKACJE

Trwa przedświąteczny amok. Święta tutaj to czas letnich wakacji, czas wybitnie hedonistyczny - jak zresztą wszędzie - w najlepszym i wyczerpanym do bólu, tego słowa rozumieniu. Ludzie sprawiają sobie różnorakie przyjemności, po czym zaczynają urlopy. W sklepach upierdliwe kolędy tak samo masakrują co wrażliwsze uszy, a plastikowy, choinkowy kicz w dniach chwały dumnie płynie po powierzchni percepcji. Gawiedź się cieszy, słońce miło grzeje, choć nie ma upałów. A jakby nawet, to miła bryza zawsze schłodzi na czas. Brakuje do szczęścia zapachu grillowania.

Adaś już ma wakacje, które potrwają do połowy stycznia. Atmosfera urlopu wisi w powietrzu. Za cztery dni pakujemy busa i wyruszamy na trzytygodniowy objazd wyspy w kierunku północnym. Po drodze odwiedzimy przyjaciół na campingu, potem zgarniamy innych przyjaciół z Australii i odkrywamy interior wyspy.

Zresztą zobaczymy, co się wydarzy.








O mnie

Moje zdjęcie
Hamilton, Waikato, New Zealand
Kiedyś nastąpi ten dzień, kiedy osiądę; zacumuję na stałe, obsieję ogród, nauczę się naprawiać kosiarkę, wyposażę garaż w kompletny zestaw ulubionych narzędzi stolarskich i ślusarskich, być może wezmę nawet jakiś kredyt, auto młodsze niż dziesięcioletnie kupię, zaprenumeruję periodyk. Być może. Póki co jednak nadal dryfuję po karmicznych wodach życia, wypełniając dany mi czas zdarzeniami. Kiedy jednak odnajdę swoją przystań, do której zacumuję na dłużej, na tyle długo, żeby zabrudzić narzędzia stolarsko-ślusarskie równo poukładane w garażu oraz zabezpieczyć spłatę kredytu, nadal codziennie będę sprawdzał cumy, bresty i szpringi, aby zawsze nadawały się do zdjęcia z polera. Zawsze gotowy do drogi.

main 1

side 2