...minęło, odkąd tu zawitałem. Pokusiłbym się chętnie o rodzaj podsumowania, subiektywnego spojrzenia, wstępnego ocenienia, być może rachunku sumienia, czy podliczenia mienia, oniemienia pięknem krajobrazów, wspaniałym latem, nie za gorącym, takim w sam raz.
A tak:
ŚMIAŁO!
W końcu co ci zrobią, deportują? Obrażą się? Poza tym to możesz się mylić, ba, masz nawet do tego prawo, bo czym jest te marne pół roku...
Trzeba mieć mimo wszystko sporo odwagi, żeby to powiedzieć, bo presja jest ogromna, oczekiwania również. No więc...
NZ jest przereklamowana.
Ok, nieco przereklamowana.
Krajobrazy
Pagórkowate, pocięte ogrodzeniami, owszem malownicze, zielonymi pastwiskami jak na widokówce pokryte, z wszędobylskimi owcami i krowami, leniwie żrącymi trawę. Tyle że niewiele więcej, zbyt szybko się nudzi. Nie ma wiosek. To uderzające odkrycie od razu podniosło notowania Polski.
Farmy są tu rozrzucone, a jeśli już trafi się osada, nazywają to town, nigdy village. Tego słowa nie ma w użyciu.
Fencing
Przede wszystkim ziemia jest tu pocięta brzydkim, regularnym drutem i palikami w formie ogrodzeń. Nie ma więc polnych lub leśnych duktów, jakie znamy z Polski - idealnych na spacery, czy wycieczki rowerowe. Lasy sosnowe to prywatne plantacje desek. Rodzime lasy nie nadają się do chodzenia, bo za stromo i porasta je gęsta roślinność. Trzeba zdać się na ścieżki turystyczne, których oczywiście nie brakuje.
W efekcie fencingu rzeki i rzeczki stają raczej niedostępne dla kajaków, choć wyglądają bardzo zachęcająco. Oczywiście są miejsca do kajakowania i to takie, że z nóg zwala. Mnie chodzi o te polskie Pliszki, Radunie, Czarne Wody, dzikie rzeczki, które odkrywałem z bratem i przyjaciółmi.
Oczywiście rozumiem, że muszą być ogrodzenia, inaczej wszystkie te krowo-owce rozlazłyby się po okolicy. Rozumiem również, że polska łąka, na której bezprawnie rozbijałem namiot, też jest prywatna, tyle że nieogrodzona.
Kontrolowana turystyka
Ognisk na campingach się nie pali, więc o jedną, choć kluczową przyjemność biwakowania, mniej. O brataniu się przy ogniu mowy raczej nie ma. Chyba że z partnerką/partnerem pod śpiworem "na harcerza".
Lila miała niedawno okazję skonfrontować swoją, podobną do mojej, opinię o NZ z backpackersami. Byli zszokowani, że można krytycznie oceniać NZ.
Jak to??? Przecież tu jest pięknie!
No, ...jasne. Nie ma wątpliwości, bo jeśli mowa o przyrodniczych atrakcjach turystycznych, to jest przepięknie, szczególnie na Wyspie Południowej. A dzięki temu, że takich atrakcji jest mnóstwo, poziom zgrzytu się niweluje.
Każde z tych miejsc swoim pięknem zachwyca do tego stopnia, że zostanie na długo w pamięci.
Wie o tym doskonale rząd NZ, niezwykle skutecznie kreując obraz raju na ziemi i przyciągając w ten sposób zachodnich turystów. Nieźle ich przy tym łupiąc, ale oferta turystyczna jest naprawdę imponująca. Ceny również. Tylko płacić i korzystać z życia, wolności, adrenaliny.
Eco/Recycling
Z sześciu rodzajów plastiku tylko nr 1 i 2 idzie do odzysku, inne lądują w śmieciach. Podobnie baterie - nikt tu nigdy nie słyszał o pojemnikach na zużyte. Plastikowe reklamówki ciągle są w powszechnym użyciu.
Woda w Hamilton jest bezpłatna (jeszcze), więc się jej nie oszczędza.
Nie wiem, jak w innych domach, ale u nas mydliny ze zlewozmywaka w łazience łączą się z burzówką i wspólnie płyną tą samą rurą do okolicznych cieków wodnych, w tym do stawu w naszym parku.
Pieszy nie ma wielu praw. Niemal nikt mu nie ustępuje. Przejść dla pieszych jest bardzo niewiele, a zebry występują jedynie w centrum. Nielicznie. Główny środek transportu to samochód, i choć istnieje komunikacja miejska, rzadko kiedy widzę więcej niż pięciu pasażerów.
Nie oznacza to oczywiście, że wystawiam złe świadectwo, choć to nie Skandynawia. Podkreślam jedynie, że gospodarka odpadami wymaga "upgrejdu". Zastanawia również, jak bardzo my, Europejczycy, w tym my Polacy, zmieniliśmy świadomość potrzeby ochrony przyrody. Przecież "reklamówki" zniknęły w Polsce niemal z dnia na dzień i to ile już lat temu!
Bo przecież nie narzekania.
PODSUMOWUJĄC
Mam wrażenie, że Nowozelandczycy żyją trochę w oderwaniu od głównego nurtu wydarzeń, nie do końca świadomi, co się dzieje za wodami. Zważywszy jednak na odległość jest i tak całkiem nieźle. Ludzie są szczęśliwi, panuje powszechne zadowolenie. Tematy tabu to zarobki, religia i - uwaga - polityka. Infrastruktura, choć podstarzała, ciągle jest sprawna i pozwala dość wygodnie egzystować.
Trudno nie zauważyć, że życie płynie tu wolniej i stabilniej niż w Polsce.
Nawet temperatura powietrza jest stabilna. Lato jest długie, okres wegetacji trwa niemal cały rok. [Ciągle jeszcze oczekuję gwałtownych wychłodzeń, bałtyckiego lata, górskich odwilży po mrozie i śniegu, ale tych nie ma.]
Auta też jeżdżą tu stabilnie, nie ma miejskich szaleńców drogowych, mistrzów prostej, a szczególnie idiotów na szybkich motocyklach. Do dziś odruchowo robię miejsce, gdy widzę taki w lusterku, zakładając, że za chwilę bzyknie mi koło nosa.
Na nieco krytyczną, choć krytycznie stabilną ocenę mają również wpływ, oprócz pokusy porównywania, mocno wyśrubowane oczekiwania. A to dzięki temu, że dokładnie, systematycznie i przez wiele lat poznawaliśmy Polskę (przyrodniczo) i jej piękno, z każdej możliwej perspektywy: z roweru, kajaka, jachtu, autostopu, pieszo, szczytu górskiego, skalnej ściany, biegówek, zjazdówek, przez okno szyby pekaesu, lornetkę, obiektyw, a raz to nawet kraty policyjnego aresztu.
Znamy też trochę świata. Poza Europą i Afryką Północną (Lila), Australię: niemal wszystkie parki narodowe wokół Sydney (ponad trzydzieści), Góry Kościuszki oraz całe zachodzie wybrzeże: od Darwin po Albany.
Poznaliśmy również trochę Azji: Południowo-Wschodnią oraz Indie.
Możemy więc radośnie wybrzydzać i ze spokojem stwierdzić:
Krajobrazowo Polska nie przegrywa z Nową Zelandią.
Ale to tylko nasze zdanie.
WAKACJE
Adaś już ma wakacje, które potrwają do połowy stycznia. Atmosfera urlopu wisi w powietrzu. Za cztery dni pakujemy busa i wyruszamy na trzytygodniowy objazd wyspy w kierunku północnym. Po drodze odwiedzimy przyjaciół na campingu, potem zgarniamy innych przyjaciół z Australii i odkrywamy interior wyspy.
Zresztą zobaczymy, co się wydarzy.
Już się nie moge doczekać relacji z urlopu. Miłoszycka pozdrawia!
OdpowiedzUsuńJuż się pisze, już filmik się klei :)To już pewnie nie ta Miłoszycka z romantycznymi dziurami w asfalcie...? Dzięki!
UsuńDziury mają się bardzo dobrze! Przynajmniej z naszej strony, nie wiem jak drugi koniec ulicy, bo mi tam nie po drodze.
OdpowiedzUsuń